Przemysław POWIERZA
Gdy w Ordynacji podatkowej z początkiem roku 2003 pojawiły się pierwsze przepisy dotyczące interpretacji przepisów prawa podatkowego, Ministerstwo Finansów odtrąbiło swój wielki sukces. Do podatników trafiła informacja, że odtąd znacząco zwiększy się pewność prawa a to na skutek tego, że sposób wykładni i zastosowania przepisów będzie praktycznie z góry znany. W praktyce – jak to zwykle bywa – okazało się, że potężnym problemem jest zapewnienie jednolitości wydawanych interpretacji (początkowo taką interpretację można było uzyskać u naczelnika każdego urzędu skarbowego, w tej chwili wydaje je tylko kilku specjalnie wyznaczonych do tego dyrektorów izb skarbowych) oraz ustalenie zakresu ochrony, jaki gwarantują pytającym podatnikom. Później z inicjatywy Naczelnego Sądu Administracyjnego pojawiła się „interpretacja-widmo” – niby wydana, ale ciągle niedoręczona. Teraz na dokładkę jest i inna trudność – jeżeli otrzymana interpretacja zdaniem podatnika nie odpowiada prawu, zmuszony jest on czekać na finalne rozstrzygnięcie nawet… 5 lat. Sęk w tym, że przez ten czas przepisy zdążą się 7 razy zmienić, a podatnika może już nie być. Nie każdego stać (zarówno mentalnie, jak i finansowo) na podjęcie ryzyka pójścia pod prąd…